Ekonomią rządzą cykle. Przeplatające się okresy koniunktury i dekoniunktury. Mniejsze cykle łączą się w większe a te w jeszcze większe. Najwyraźniej widać cykle na wykresach indeksów giełdowych. Cykle finansowe są czasem związane z wydarzeniami politycznymi. Na przykład wiadomo że okresy wielkich kryzysów gospodarczych są związane najczęściej z większymi wojnami. Po okresach wzrostu następuje okres recesji proporcjonalnej do tego wzrostu.

Okresy wzrostu gospodarczego i recesji, hossy i bessy na giełdzie są odzwierciedleniem stanu psychicznego dużych grup uczestników rynku(inwestorów indywidualnych, średnich i potężnych inwestorów instytucjonalnych). Albo dominuje optymizm i chęć do inwestowania albo odwrotnie, dominuje pesymizm i niechęć do ryzyka.

Okres koniunktury ostatniego wielkiego cyklu, trwającego od II wojny światowej właśnie się zakończył. Trwał prawie 80 lat. To charakterystyczne że trwał tyle ile trwa życie człowieka. Pokolenia po II wojnie zapomniały jak wyglądał kryzys lat 30-tych i początku 40-tych i po  prostu wymarły. Walor ochronny tej pamięci przestał oddziaływać na psychikę inwestorów.

Koniunktura od wojny rozwijała się niepowstrzymanie, przerywana tylko kilkuletnimi kryzysami(korektami cykli niższego rzędu): paliwowym, manią internetową, krachem na rynku nieruchomości, kryzysem finansowym południa Europy, epidemią COVID-19 itp. Po dołkach  zawsze następował powrót do hossy i względnego wzrostu.

Każdy szczyt koniunktury charakteryzuje się nadmierną chęcią do inwestowania, czasem w rzeczy zupełnie bezwartościowe. Ostatni przykład, to wyrywanie sobie z rąk nieruchomości za każdą cenę, z czym mieliśmy do czynienia jeszcze dwa lata temu. Cena nie grała już roli. 12, 15 tysięcy za metr kwadratowy? Jest to tzw euforia. Przegrzanie rynku. Występuje tuż przed odwróceniem trendu. Dopiero podwyżki stóp otrzeźwiły „inwestorów”.

 Tak jak w szczycie mamy do czynienia z kompletnie obłędnym optymizmem, tak w dołku koniunktury nikt nie chce kupować niczego. Ceny szorują po dnie. Panuje całkowita depresja.

Gdyby wszyscy pamiętali jak wyglądały złote lata dwudzieste(patrz „The Great Gatsby” z Leonardo Dicaprio, „Czarny obelisk” Remarque’a) i jakie były potem konsekwencje, to może podejmowali by mądre decyzje inwestycyjne. Tak jednak nigdy nie będzie. Tylko dobrze poinformowani widzą w jakiej fazie cyklu jest gospodarka, giełda, nastroje. Co ciekawe, nawet wielcy inwestorzy dysponujący miliardami dolarów ulegają owczemu pędowi i tracą pieniądze.

Cykle przewalają się przez ludzkość od zawsze i nie zapowiada się żeby było kiedyś inaczej bo są one wyrazem ludzkiej natury. Te zjawiska opisane są w teorii fal Elliotta, podręcznikach analizy technicznej i psychologii rynków finansowych.

W ostatnich latach w telewizji pokazywano film o manii tulipanowej, jednym z przykładów manii giełdowej, panującej w Holandii kilkaset lat temu. Ceny pojedynczych cebulek tulipana dochodziły do równowartości domu. Szanowani obywatele sprzedawali majątek i porzucali swoje intratne zajęcia żeby spekulować na tulipanach. Był to typowy szczyt dużego cyklu. Po nim nastąpiły długie lata depresji.

Co mówi nam  że mamy teraz szczyt bardzo długiego cyklu?.  Mania bitcoinowa.

Od kilku lat rozsądni ludzie inwestują w całkowicie bezwartościowy instrument inwestycyjny. Cena bitcoina osiągnęła poziom 67 000 dolarów za sztukę!. Niebywałe. A jednak normalne z punktu widzenia giełdy i cykli. Taka mania kończy koniunkturę tak samo jak w przypadku tulipanów, manii akcji mórz południowych(South Seas Mania), internet mania itd. Ci którzy kupili na szczycie stracili już dużo ale cena bitcoinów osiągnie zero. Tyle dokładnie są warte.

Niestety będą poważne konsekwencje. Rządy zaakceptowały i zalegalizowały bitcoin jako legalny środek płatniczy, co było poważnym błędem. Mafie i nielegalne interesy regulowały swoje transakcje za pomocą bitcoinów, czyli prali nimi pieniądze.  W chwili wyzerowania pojawią się „wierzyciele” żądający wypłaty w gotówce za upadłe bitcoiny. To wróży wojny gangów.

Bardziej przyziemne dla przeciętnego obywatela będą konsekwencje inwestycji w nieruchomości. W wielkim kryzysie ceny nieruchomości spadają zwyczajowo o około 80 procent(Japonia w latach 1990-2000) ale mogą o 100 procent. Pół biedy jeśli ktoś kupił za gotówkę. Straci tylko to co włożył.

Zanalizujmy ostatnio wspomniany w mojej obecności przypadek obywatelki która kupiła dom za 800 000 złotych. Na pożyczkę hipoteczną. Przy zakładanym spadku ceny będzie on kosztował 200 000 za jakieś 5-10 lat. Biorąc pod uwagę że kryzys ma znamiona Wielkiego, to będzie trwał około 15 lat a powrót wartości nieruchomości do ceny zakupu może nastąpić po następnych 15-20 latach. Pożyczka hipoteczna tej pani na 20 lat będzie spłacona w kwocie około 1.5 miliona złotych (konserwatywna prognoza). Mamy więc inwestora, który zapłaci 7-8 razy więcej niż warta jest jej nieruchomość. Na tym polega kryzys.

Dlaczego można stracić 100%?.  Bo kiedy rakieta trafi w dom to ubezpieczenie nie zwraca. Mówiłem o tym moim kolegom przy brydżu kilka lat przed wojną. Patrzyli na mnie jak na kosmitę. Wykresy mówiły o tym od jakiegoś czasu.

P.S.(dodane 8 sierpnia 2024)

Mamy początek krachu giełdowego. Giełda i tak wytrzymała dosyć długo. Ostatnie wzrosty opierały się jednak tylko na wąskiej grupie akcji, np NVDA.

Bitcoin stworzył ogromną formację głowy i ramion od marca, co niechybnie skończy się gwałtownym spadkiem do 30000 dolarów w krótkim czasie. Ale wiadomo że jego target price jest bliski “0”.

Jeśli chodzi o ceny nieruchomości, to moja ocena z lutego 2023 nie zmienia się. Przez te półtora roku ceny nieruchomości zwiększyły się tylko o wskaźnik inflacji, t.j. około 20%. Tylko w Warszawie ceny wzrosły realnie.

Złoto ma jeszcze niewielki potencjał do wzrostu na poziom 2600-2800 dolarów za uncję ale to już może być koniec, chyba że inflacja zacznie znowu wzrastać gwałtownie.